właśnie okazuje się, iż zaginął oryginał wyroku z 1948 r, za oszustwo w przejęciu kamienicy, którą to następnie, w wyniku tego czynu nabył członek rodziny Waltza Andrzeja. Rzecz jasna nie wiadomo jak, i kiedy się to stało. Wiadomo tylko, że jest, a raczej był to kluczowy dowód w sprawie nielegalnego przejęcia kamienicy przez męża HGW.
Zginął i koniec, nie ma.
Mało to rzeczy ginie? Taki notes "Wariata", odciski palców w sprawie Jaroszewicza, też to poginęło. Dalej mamy akta- parę tomów, w sprawie Olewnika. Ostatnio w sprawie Smoleńska też parę drobiazgów zaginęło.
Za chwilę możemy usłyszeć, że te analizy grafologiczne pisma z donosów Wałęsy, to są nie do wykonania, że niczego nie można tam potwierdzić, bo np. mamy za mało materiału porównawczego.
Zaraz wyjdzie, że szef kilkumilionowego związku zawodowego, przywódca robotniczy, prezydent Polski, noblista Wałęsa, to jedyny piśmienny materiał jaki po sobie pozostawił, to odręcznie pisane donosy.
Jedyna materialna spóźcizna Lecha Wałęsy.
A, co! A, nie może tak być, że Lechu przez kilkadziesiąt lat niczego odręcznie nie napisał ?
Nie ma problemu. Zaraz się powie: ja byłem od walki, ja walczyłem, ja od pisania miałem innych, ja jakbym pisał, to bym nie walczył, bo nie miałbym czasu, a jak chcecie moje pismo , to tam na ścianie lotniska w Gdańsku jest mój podpis. Albo niech wam Danuśka coś napisze, bo to tak jak ja bym napisał...